Rekolekcje z Księgą Estery – świadectwa

W dniach 24-31.07. odbyły się doroczne rekolekcje Instytutu. Tym razem pochylałyśmy się nad Księgą Estery. Postacie i wydarzenia z tej księgi przykładałyśmy do Konstytucji i do naszego życia. Na koniec odbyły się uroczystości konsekracji oraz przyjęcia do Instytutu.

Chciałyśmy się podzielić naszymi przeżyciami z rekolekcji. Oto kilka świadectw:

Myśląc o tegorocznych rekolekcjach czy Assemblei, nasuwa mi się jedna wspólna myśl – czas szybkiego dorastania. To czas osiągnięcia pewnego etapu dojrzałości we wspólnocie, to czas mojej wewnętrznej dojrzałości – takie wyjście „z pieluch”. To czas wzięcia odpowiedzialności za siebie i za innych.
Pierwszy raz z tak wielką radością i niecierpliwością czekałam na moment złożenia ślubów i to tych – na zawsze. Do tej pory to Pan Bóg bardziej mówił, że chce być moim Oblubieńcem. Tym razem to ja, z pełną świadomością i odpowiedzialnością, stanęłam przed Nim i odpowiedziałam na Jego zaproszenie radosnym TAK.
Ksiądz Michał swoimi konferencjami pomógł mi ponazywać różne sprawy po imieniu. Jak zawsze dał dużo otuchy i nadziei.
Po prawie roku dopiął się też mój regulamin dnia i życia. Na początku roku formacyjnego byłyśmy z Martą i Moniką na Forum młodych w Zduńskiej Woli. Zwiedzając dom narodzin Maksymiliana Kolbego zobaczyłam Jego reguły życia, których się trzymał. Pomyślałam też o Kardynale Wyszyńskim, który również spisał swoje reguły i nimi żył. Dało mi to do myślenia, że to są małe kroki w codziennym życiu, którymi można dojść do świętości. Postanowiłam stworzyć swoje reguły dnia. Pierwsza myśl dotyczyła początku i końca dnia. Po powrocie zaczęłam nad tym pracować i okazało się, że przynosi to konkretne efekty. Cały środek dnia został pusty i tak przez prawie 10 miesięcy chodziłam i zastanawiałam się, czym ten dzień zapełnić, co przyniosłoby konkretne owoce i kierowało ku niebu. Odpowiedź przyszła na rekolekcjach. Teraz tylko czas wdrażania i życia każdego dnia tymi wskazówkami, które mogą zaprowadzić mnie do nieba, a daj Boże jeszcze tych, którzy kroczą przez życie razem ze mną.
O.

Jestem w Instytucie od ponad 1,5 roku. To były moje drugie doroczne rekolekcje, podczas których miałam być oficjalnie przyjęta do Instytutu. Prawdę mówiąc, przed wyjazdem było mi żal, że nie jadę na jakiś fajny wyjazd w ładne i ciekawe miejsce, tak jak większość moich znajomych. A takich ofert na ten czas było wiele. Zniechęcająco działało też wspomnienie poprzednich, bardzo trudnych dla mnie rekolekcji. Przed wyjazdem toczyłam też pewną wewnętrzną wojnę. Pan Bóg domagał się pierwszeństwa w życiu i w moich relacjach. Zbudowane, przez czas związania się z Instytutem poczucie wspólnoty, oraz szczera chęć podążania tą drogą przynaglały do rekolekcji.
Gdy przyjechałam na miejsce, poszłam do kaplicy i usiadłam na miejscu, w którym siedziałam w zeszłym roku. Poczułam się tam spokojnie i dobrze. Pomyślałam, tak – to moje miejsce, nie tylko to w ławce, ale w czasie i okolicznościach.
Podczas rekolekcji pochylaliśmy się nad Księgą Estery, przykładając ją niejako do naszego życia przez pryzmat Konstytucji. Czas ten obfitował w bogactwo treści i przemyśleń. Był czasem dla mnie i dla Pana. Pytałam też siebie, dlaczego jestem w Instytucie? Jaka jest moja motywacja? Czy jestem tu dla fajnego towarzystwa, czy dla Jezusa? Czy może brak innych perspektyw mnie tu przygnał? Odpowiedź wcale nie była taka jednoznaczna.
Dni mijały, a ja czułam się dziwnie spokojna. Pamiętając ostatnie rekolekcje, nie mogłam uwierzyć, że może być inaczej niż poprzednio.
Na jednej z medytacji padły słowa: – Jaką wojnę w sobie toczysz? Tak, mam dwie takie wojny, a ogólnie zdarzają się inne co jakiś czas. Wtedy padło też takie pytanie: – Co zyskam, a co stracę, jeżeli wygram lub przegram te wojny? W perspektywie wygranej widziałam spokój, radość, wolność, wewnętrzną integrację i rozwój. Bez tego nie da się żyć. Wiadomo, że nawet wygrywając bitwę, trupy są po obydwu stronach barykady. To cena zwycięstwa, która musi być w nie wkalkulowana. Coś we mnie umrze, coś muszę oddać, poświęcić. Powierzałam też te sprawy Maryi Jasnogórskiej – Tej, która ma blizny na twarzy, po wojnie. Ks. Krzysztof Grzywocz napisał: „Kto oddaje Bogu wszystko co posiada, niczego nie traci, lecz zachowuje to w dojrzalszej postaci”. Motyw ten pojawił się także podczas jednej z homilii. Jak zanosimy Bogu chleb, a On go przemienia w swoje Ciało i oddaje Je nam uświęcone, tak różne nasze sprawy, gdy Mu je oddajemy, On zwraca je nam przemienione i uświęcone.
Podczas Drogi Krzyżowej usłyszałam też takie zdanie bł. Kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Wierność i wytrwałość jest początkiem i warunkiem wszelkiego postępu […] Bóg nigdy nie opuszcza człowieka, dlatego trzeba do końca działać siłami ludzkimi, ufając w pomoc Bożą”. Była to dla mnie cenna wskazówka na czas po powrocie do domu.
Ostatniego dnia odbyło się nabożeństwo Słowa, podczas którego zostałam przyjęta do Instytutu Misjonarek Miłości Nieskończonej. Muszę stwierdzić, że było to ukoronowanie działania Bożej łaski we mnie. Bezpośrednio po tym nabożeństwie była adoracja Najświętszego Sakramentu. Wstąpił we mnie taki pokój, wiara i miłość, że nie mogę sobie przypomnieć kiedy takich doświadczyłam. Nie liczyło się nic, tylko wzajemność. Ja i Bóg. Żadna materialna rzecz lub inne dobro (np. wyjazd na wczasy) nie dawało takiego pokoju.
Zauważyłam, że dobre wybory oraz prawda, dają pokój, spełnienie, radość. Złe wybory, albo trwanie na rozdrożu, sieją lęk, niepokój, smutek i brak.
Dziękuję Maryi, obecnej w szczególny sposób na Jasnej Górze, za pomoc i opiekę.
DEO GRATIAS! – A.

Na rekolekcje przyjechałam spokojna, nie miałam żadnych obaw, stresów. Chciałam jedynie „bardziej” pobyć z Panem Bogiem. Podczas całych rekolekcji odczuwałam Miłość, czułam się zaopiekowana. Na wszystkie pytania, które przywiozłam ze sobą do Częstochowy oraz te, które rodziły się w trakcie rekolekcji, otrzymałam odpowiedź od ks. Michała.
Same śluby [w tym roku odnawiałam je] były troszkę stresujące (w końcu to ważne wydarzenie!) ale przeżyłam je inaczej niż rok temu. Teraz postrzegam je bardziej jako SZANSĘ, a nie jako WYZWANIE. W dzień ślubów byłam bardzo szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. Tym razem mogłam się nimi delektować, gdyż nie było gości i już wiedziałam „z czym to się je”.
Nadal jestem szczęśliwa, cieszę się, że mam u swego boku „PRAWDZIWEGO FACETA”, który moje niegarnięcia ogarnie, wyciągnie z tarapatów (duchowych i nie tylko). Mam nadzieję, że to przeświadczenie (a w zasadzie wiara w to) zostanie ze mną na dłużej, na czas zawirowań duchowych, w pracy i nie tylko.
Apostolat był dla mnie prosty w tym roku do napisania – pragnienia były już w sercu przed rekolekcjami; Odpowiedzialna i ks. Michał utwierdzili mnie w tym, że to dobre i wystarczyło je tylko spisać.
Pozdrawiam – M.

Ten rok był dla mnie bardzo trudny, borykałam się z wieloma problemami, toteż czekałam ze zniecierpliwieniem na czas rekolekcji.
Każde rekolekcje są inne, wyjątkowe, takie też były i te, prowadzone jak zawsze przez księdza Michała. Przeżywane w tym samym gronie (chociaż brakowało Moniki z racji na chorobę, to myślami była ze mną) w pięknym miejscu, u stóp Matki Bożej w Częstochowie.
Już pierwszy dzień rekolekcji był dla mnie ogromnym przeżyciem, szczególnie Eucharystia na Jasnej Górze, tak blisko Matki Bożej. I pytanie: Czy zdaję sobie sprawę, o co ja proszę Boga? Co jest najważniejsze w mojej wierze? Czy moja prośba zostanie wysłuchana? Każdego dnia proszę Boga, by był obecny w moim życiu, by prowadził mnie swoimi drogami, bo to On daje mi siłę do pokonywania wszelkich trudności. Tym razem prosiłam też o pokój serca i owocne przeżycie tego czasu.
Tematem naszych rekolekcji była Księga Estery. Naszą przygodę z tą Księgą ksiądz rozpoczął od przedstawienia jej na tle innych Ksiąg i jak powstawała – żeby wiedzieć, jak ją czytać i dobrze rozumieć.
Dla mnie to były cenne informacje, jak zresztą wiele treści, które padły, bardzo mocne i bardzo ważne.
Jedna z nich to:
JAK BYĆ WIERNYM BOGU w obcym otoczeniu? Ja wybieram drogę, którą wybrał Mardocheusz i Estera – współpracować z innymi w świecie w którym żyję, jak też zachować swoją tożsamość.
Chociaż nie jest to łatwe, to nie chcę zamykać się w swoim tylko świecie, odcinać się od innych, unikać kontaktów i uważać, że jest to świat zły. Mam żyć z innymi w zgodzie i przyjaźni, w porozumieniu, jak powiedział ksiądz Michał, a jednocześnie swoim życiem pokazywać, że jestem inna, że jestem chrześcijanką, że jestem dzieckiem Boga, Kościoła. Nieść Chrystusa innym. Umieć apostołować w swoim środowisku w którym żyję, wychodzić do świata i do ludzi. Jednocześnie mam żyć pełnią życia, być szczęśliwą z bycia razem z Panem Bogiem.
Dziękuję też za moją grupkę i czas dzielenia się, kiedy mogłam się otwierać.
Każda poranna modlitwa-medytacja, konferencje, wspólna Eucharystia czy nawet cisza (także podczas wspólnych posiłków), dawały mi odczucie, jak to powiedział ksiądz Michał ostatniego dnia, że czujemy się tu jak pączek w maśle… (i rzeczywiście, po powrocie do domu czułam się trochę z tego ogołocona).
No i zakończenie naszych rekolekcji: ŚLUBY- przepiękna uroczystość. Chociaż wydawało mi się, że jestem spokojna, to jednak emocje robią swoje.
Ślub czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, które odnawiałam… W moim środowisku wartości te nie są akceptowane, są niezrozumiane, ale siłę do udźwignięcia tego daje mi miłość Boga i Jego obecność w moim życiu. I to, że jestem w Instytucie Misjonarek Miłości Nieskończonej. I chociaż czasem jest trudno, to będę starała się być PIĘKNA, WOLNA i… będę „korzystała z życia”.
Z PANEM BOGIEM – I.

Zanim rozpoczęły się rekolekcje, przeczytałam wszystkie listy, jakie kierowała do nas, co 2 miesiące, nasza Odpowiedzialna Generalna, Silvana. Są one teraz już Jej testamentem. W pierwszym liście, który otrzymałam, będąc na pierwszym spotkaniu [w Instytucie] Silvana pyta: „Czy umiemy się modlić”? Ten wątek będzie przewijał się też w Jej kolejnych listach: „Każde słowo, każdy czyn, każdy krok, ma być modlitwą”.
Msza Święta na Jasnej Górze, która rozpoczęła nasze rekolekcje i prośba apostołów „Panie ,naucz nas się modlić”, stała się i moją prośbą. Najlepszym przykładem ufnej modlitwy jest oczywiście sam Jezus oraz Maryja.
Modlitwa Estery czy Mardocheusza [na Rekolekcjach pochylaliśmy się nad Księgą Estery] są przykładami, jak mamy stawać przed Bogiem, gdy o coś prosimy. Modlitwa jest dziełem niedokończonym i do tego dzieła zaprasza mnie sam Jezus.
Przyjęcie mnie do Instytutu i rozpoczęcie Pierwszej Formacji jest dla mnie wkroczeniem na drogę, gdzie mogę nauczyć się modlić tak, jak by tego chciał Bóg, by moja modlitwa była miła Bogu. Na tej drodze Pan Bóg nie zostawia mnie samej. Daje mi wiele pomocy – głownie Eucharystię, Słowo Boże, adorację Najświętszego Sakramentu.
Moje osobiste doświadczenie Adoracji jest właśnie takie, że to sam Pan Jezus
„adoruje” mnie. On pragnie tylko, żebym przy Nim trwała, a resztę On sam dokona
Bardzo dziękuję za ten czas, za tę „Górę Przemienienia”, na którą zaprosił mnie Jezus.
Pozdrawiam z Bogiem – E.

„Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez Jego krew – odpuszczenie grzechów, według bogactwa Jego łaski.” (Ef 1,3-7)

Za Assembleę 2022, za Pianezza
Dziękuję Ci, Panie.
Za każdą Misjonarkę tam spotkaną
Dziękuję Ci, Panie.
Za Silvanę, która z Domu Ojca tak pięknie nam towarzyszyła
Dziękuję Ci, Panie.
Za nowo wybraną Odpowiedzialną Generalną oraz nową Radę Generalną
Dziękuję Ci, Panie.
Za każdą wspólną Eucharystię, wspólną modlitwę
Liturgią Godzin
Dziękuję Ci, Panie.
Za księdza Tiziano i jego dwie ciekawe konferencje
Dziękuję Ci, Panie.
Za każdy uśmiech siostry skierowany w moją stronę
Dziękuję Ci, Panie.
Za Grażynę i Aleksandrę, z którymi dane było mi wyruszyć w tę podróż,
Za Agatę, naszą niezmordowaną tłumaczkę,
Za modlitwę naszych Sióstr z Polski
Dziękuję Ci, Panie.
Za wyprawę na lody,
Za spotkania ,,przy maszynie robiącej dobrą kawkę na buongiorno”
Dziękuję Ci, Panie.
Za upalne dni i gorące noce w Pianezza, za gwar nocny Włochów
Dziękuję Ci, Panie.
Za widoki zapierające dech z okienka samolotu,
Za pyszne jagodzianki, przygody w czasie podróży…
Dziękuję Ci, Panie.
I za to zadziwienie, zaskoczenie, że ja…, że to Ty,
Boże Miłości Nieskończona sam mnie zaprosiłeś,
że Ty sam wybrałeś, pociągnąłeś mnie, przygarnąłeś
i zatroszczyłeś się o każdy szczegół… z miłości do mnie.
Boże w Trójcy Niepojęty – Dziękuję.
I Tobie, Maryjo, Mateńko i Królowo, za Twą czułą miłość,
troskę, nieustanną opiekę
Dziękuję. B.